O tym dlaczego bardziej cenię sobie w pogodzie chłód od afrykańskiego żaru
Gdybym miała wybierać, w jakim miejscu będę mieszkać do końca życia, a do wyboru miałabym skrajne klimatyczne miejsca: Alaskę lub Saharę, bez wahania wybrałabym to pierwsze. Nigdy nie byłam fanką upałów i wielokrotnie myślałam, o tym jak cudownie byłoby zapaść w sen letni, dać przeminąć temu gorącu, smacznie i wygodnie spać w jakiejś komorze, lodówce, jaskini, pod ziemią, czy coś. Ja to zawsze z tych, która lubi spacerować po kolana w śniegu, a wraz z rosnącym prawdopodobieństwem, że do mojego mieszkania zapuka Hobbit chcący wrzucić mi tu pierścień, dostaję ciarów. Szkoda, że nie z chłodu. Ogólnie to zawsze #teamwinterfell i te sprawy. Nie żebym cieszyła się na ostatnie zjawisko "lipcopadu", ale afrykańskie fronty to przekroczenie granic mojej tolerancji na wąskiej skali akceptowalnych zjawisk pogodowych. Z kilku przyczyn.
Mgła mózgowa i absolutna niemoc
Darzę wewnętrznym podziwem ludzi, którzy w ponad trzydziestostopniowy upał potrafią funkcjonować bez żadnego uszczerbku na mowie i myśli. Jakby to, że właśnie ich mózg gotował się na twardo nie było przeszkodą w dalszym życiu. Wstyd mi przyznać, ale dla mnie trochę jest. Czytać w upał? Niee. Oglądać coś? Niee. Wstać z kanapy? Nieee. A kiedy już jednak wstaniesz, bo jesteś zdyscyplinowana i stwierdzasz, że ilość treningów musi się zgadzać, to przekonujesz się jak bardzo nauczycielka z gimnazjum Cię oszukała: brwi z ewolucyjnego punktu widzenia nie służą do zatrzymywania płynącego z potu czoła. Do zatrzymania tej fali podczas temperatur około trzydziestu paru potrzebny byłby trzy razy bardziej gęsty busz, którego bym sobie jednak nie życzyła (nawet jakbym miała wyglądać jak Natalia Castellar). A wiecie co wywoływało u mnie przewracanie oczami tak potężne, że to cud, że oczy nie zostały mi w pozycji do wewnątrz czaszki? Kiedy mówiono mi w domu "...wyszłabyś na dwór, porobiła coś, a nie tylko przy tym komputerze!". Z kolei matkę mojej podstawówkowej koleżanki, której zabraniano siedzieć w domu w lato (koleżance, nie matce), uważałam za wcielenie zła i oczywiście - byłam tą, która jojczyła za wszystkimi, że chodźmy w cień. No, chodźcie. Zawsze.
Opalenizna
Opętańczo uciekam przed opalenizną. Jestem największym przeciwnikiem spalonej na skwarkę skóry, nawet złocisty brąz nie jest przeze mnie pożądanym. Ostatni raz opalona byłam podczas swojej studniówki, kiedy dałam się wkręcić w szkolny szał bycia królową Afryki w scenerii drabinek gimnastycznych i dekoracji z celofanu. Przecież nie można założyć wieczorowej sukienki i pokazać nogi oraz ramiona w odcieniu kredy! Dobrze, że nie dałam się na to namówić przed własnym ślubem (a delikatnie sugerowano, jak w sumie milion innych rzeczy - to jest dopiero pomysł na post!). Wracając jednak do lata. Chowam się przed słońcem, jak mogę. Atrakcje typu, opalanie się na plaży nie mieszczą mi się w głowie i prędzej wybrałabym spacer brzegiem morza. Z parasolką. Nie znoszę jasnych śladów po ramiączkach, paskach przy butach, szortach, więc zawsze mam w torebce jakiś filtr SPF50 i nie wychodzę bez posmarowania się takim. Jak to komplikuje kwestię makijażu, gdy akurat przyjdzie mi na to ochota - nie muszę mówić.
Cera
Ten punkt wiążę się nierozerwalnie z poprzednim. Lato to u mnie najgorszy stan cery, jaki mogę sobie wyśnić i prawie zupełna rezygnacja z makijażu. Im bardziej mnie słońce pogłaszcze, tym więcej będzie zniszczeń do ogarnięcia. Słońce nie leczy, a na pewno nie moją skórę. Efekt przygaszenia wszelkich zmian trądzikowych (taką mam cerę) jest chwilowy, a przesuszona skóra daje o sobie znać nadmierną produkcją łoju, która powoduje trądzik. I choć po kilku latach testów różnych kosmetyków mam dobraną ekipę, by odciążyć chociaż trochę skórę twarzy, to jednak zawsze kończy się podobnie.
![]() |
No, uwielbiam jesień, naprawdę. |
Od kiedy pamiętam lato było dla mnie pod tym względem najgorszym okresem, bo wszystkie kompleksy wybiegały z szafy i ustawiały w szpaler krzycząc "oponka na brzuchu", "zapalenie mieszków włosowych na nogach", "trądzik na plecach", "krótkie, grube nogi" skutecznie demotywując mnie do jakiegokolwiek wyjścia z domu. Lato to zawsze była taka pora roku, że albo odsłaniałam ramiona i nogi w poliestrowych ciuchach i nadal było gorąco oraz krępująco albo zakładałam w czterdziestostopniowy upał dżinsy i bluzkę z zakrytymi plecami i gotowałam się niczym jajko na twardo. Krępująco było nadal, bo wtedy jeszcze czułam potrzebę tłumaczenia się ze swoich ubraniowych wyborów. Kostium kąpielowy? Dobre żarty. Teraz jestem już mądrzejsza o tyle, że nie kupuję poliestru i wiem, że moje mieszki włosowe na nogach nikogo nie obchodzą i nie wpadnę już na pomysł smarowania nóg podkładem (przy okazji, pewnie połowa z was nie wie o czym mówię, więc czym ja do cholery przejmowałam się tyle lat?!). Jednak i tak garderoba letnia jest skromna, w sumie cały czas chodzę w tym samym, co kursuje rotacyjnie i częściej niż w okresie jesienno-zimowym między koszem na brudy, pralką, deską do prasowania i moim karkiem, więc to muszą być naprawdę mocarne tkaniny, bo ciuchy na jeden sezon już mnie nie interesują. Odsuwając jednak kompleksy na bok. Wyobraźmy sobie, że latem ubierasz się w końcu tak, że nie skwierczysz niczym masło na patelni. No właśnie, to niemożliwe. Taką przewagę nad Saharą ma Alaska - tam w końcu założysz na siebie tyle warstw ubrań (swetry w warkocze, wełniane skarpety, szale niczym koce!), że poczujesz lato w środku zimy. Spróbuj to samo zrobić na odwrót. Żadne bawełny, jedwabie, tencele, lny nie pomogą. Choćby i rozebrać się do naga. Nadal jest gorąco. A wyglądać godnie, gdy sukienka klei się do pleców, a letnie sandałki nie mające prawa obetrzeć, jednak to zrobiły? I dorzućmy jeszcze burzę, a ty bez parasola bo po co. No właśnie.
Niby feeria barw i rodzajów - stragany uginają się od warzyw wszelkiego typu. Jednak w trzydziestostopniowy upał nie jestem w stanie stać przy kuchennym blacie, a włączenie piekarnika wydaje się wtedy pomysłem nie z tego świata. Mogłabym po prostu posłużyć się dowozem lub gdzieś pójść, ale portfel, żołądek i bogata we wnętrze lodówka często mówią stanowcze nie. Zostają chłodniki, cold brew, lemoniady, tona owoców, z których i tak najprawdopodobniej wybiorę banany nerniki, kokosowe budyniowe masy na zimno i ciasta typu raw. Ani to hiper smaczne (no okej, ciasta raw są całkiem spoko), ani się tym najeść. A cold brew smakuje jak zimna kawa zostawiona na noc na stole. I już. Mówię stanowcze nie zimnym kawom.
Wybór miejsca na podróż
Zawsze bardziej interesowały mnie kierunki północne niż tam, gdzie temperatura nie spada poniżej trzydziestu. Wiecznie zimna Islandia, Wyspy Owcze gdzie pada przez ponad trzysta dni w roku, północ Szwecji czy Norwegii, Szkocja, Skandynawia w ogóle, fiordy u wybrzeży Kornwalii. A jeśli ktoś by mnie zapytał, czy wolę bardziej morze czy góry, to odpowiadam, że miasta, których zwiedzać w upał bym nie potrafiła. Jeśli zamierzamy odwiedzić kraj w którym jest stosunkowo ciepło staramy się jednak wybierać ten okres po za szczytem temperaturowym. Ale i tak myślę wtedy, "...a może następnym razem raczej gdzieś na północ...?". Należę do tych aktywnie podróżujących i zwiedzających - moje listy miejsc, które chcę zobaczyć są zazwyczaj potężne i nie wiedzieć czemu próbuję na nic upchać szesnastogodzinne checklisty. W umiarkowanym klimacie może nawet dobiję do odhaczenia 3/4 : > W upał zabarykaduję się w jakiejś knajpie z zapasem wody pitnej i będę miała tylko poczucie zmarnowanego czasu.
Powietrze
Lato w mieście śmierdzi. Podkreślam: w mieście. Po prostu. Wnętrze tramwajów, gastrostrefy, ulice, ludzie... Ciężkie powietrze miesza się ze wszystkimi zapachami w okolicy, które podrażniają nos ze zdwojoną siłą. I tak, lato w mieście śmierdzi olejem z frytek i gofrów, czyjąś pachą, zbyt słodkimi perfumami, zatęchłą wilgocią powietrza tramwajów, kremem z filtrem, dymem z balkonowego grilla, nieświeżym jedzeniem i przeróżnymi ulicznymi niespodziankami. Przy tym smród zimowego smogu jest absolutnie niczym.
I oooo bożeeee, spróbuj się przytulić do kogoś, gdy jest gorąco!
"Okej, już starczy, odejdź, trzy sekundy wystarczą."
PS Nie, ja naprawdę nie narzekam zimą na zimę.
0 komentarze