Rozproszone, (nie)publikowane #2

by - 02 maja

Mam różne, dziwne perypetie związane ze swoim osobistym komputerem i zdarzyło się ostatnio, że musiał zostać poddany reanimacji. Michał dzielnie zasiadł przed jego oblicze (mogłam to zrobić ja, ale nonszalancko i w stylu "awalimnieto" machnęłam ręką) i postanowił sprawdzić wszystkie bebechy, by znaleźć źródło nękających go problemów. Wszelkie tropy w śledztwie doprowadziły do mnie, więc musiałam odpowiedzieć na serię żenujących pytań w stylu:

"Karolina, dlaczego nie robisz backupów?",
"Karolina, dlaczego masz w koszu 7GB plików? Wiesz, że to zajmuje miejsce na dysku?",
"Karolina, dlaczego od roku nie uporządkowałaś folderu Pobrane? Naprawdę potrzebujesz tego wszystkiego?"



...i tak dalej w tym tonie. Nie powiem, trochę to było dla mnie krępujące, bo ani nie znam na nie odpowiedzi, ani nie przysługuje mi żaden telefon do przyjaciela, czy koło ratunkowe. Co więcej, nie mam żadnej pewności, że jeśli odpowiem zgodnie z prawdą wygram swój pierwszy w życiu milion. Bo kto zrozumie, że większość rzeczy trzymam na pulpicie, ponieważ gdybym posegregowała je na dyskach, potrzebowałabym do nich mapy - a przypuszczam, że i z nią błądziłabym, jak Frodo po Mordorze.

Nie myślcie sobie, że tak niezorganizowana jestem w innych sferach życia, co to, to nie. Ja do organizacji mam zmysł i talent. Na przykład już od wielu lat układam ubrania kolorami w kosteczkę, rzeczy na wieszakach wiszą według długości, koloru i faktur, a bielizna w szufladach wygląda, jak wnętrze gablotki w pierwszym, lepszym Intimissimi. Książki na półkach są poukładane autorami, wszystkie dwadzieścia pięć pojemników na przyprawy jest podpisanych i ustawionych w schludne, tematyczne rządki, a skarpetki jeszcze przed praniem łączę w pary. Można? Można. #rajperfekcjonisty.

No, ale gdzie bym się tak cackała z własnym komputerem. Tak przy okazji, został wskrzeszony. Siadam, włączam dwa programy-kombajny, odpalam muzykę. Po chwili uznaję, że przyda się jeszcze przeglądarka z gargantuiczną ilością zakładek, a potem stwierdzam, że nie mogę czekać aż komputer ochłonie - bezcenny czas mija nieubłaganie, mnie się zmarszczki robią od czekania aż temu coś tam zaskoczy na złączach, więc po kolei ładuję wszystkie karty pamięci do importu, jakby to miało cokolwiek przyspieszyć. Nagle ekran rozjaśnia komunikat "Dawno nie robiłaś backupu. Czy zrobić go teraz?". Waham się. Wędruję kursorem od kafelka do kafelka. Czuję, że ta decyzja może okazać się przełomową w moim życiu i poprowadzi je na inne tory. Iluminacja tylko czeka, bym ją wpuściła za próg i pozwoliła się zalać tym dobrotliwym światełkiem rutyny i użytkowania komputera zgodnego z zasadami bhp. Zmiany, zmiany, zmiany...

Iiiieeee, awalimnieto. "Zrób później".


///

Czasem nurtują mnie pytania z gatunku egzystencjalnych na poziomie pięciolatka. I niby wewnetrznie wiem, że nie powinnam ich wypowiadać na głos, ale jakiś taki chochlik z tyłu głowy sprawia, że z mych ust toczą się prawdziwe diamenty, godne nominacji do srebrnych ust, czy czegoś takiego.

Ja: A skąd powerbank wie, że ma ładować telefon, a nie sam się ładować, gdy jest do niego podłączony?
Michał: Trzeba go pogłaskaś, potrzeć jak lampę Alladyna i powiedzieć "teraz ładuj telefon".
Ja: ... aha.

Tyle w temacie, dziękuje, dobranoc.

You May Also Like

0 komentarze

Szukaj

Blog Archive