Gdzie w Berlinie zjeść bezglutenowy obiad i ciacho?

by - 28 kwietnia

Dieta dietą, ale jeść trzeba. Byłam pełna jak najlepszych przeczuć, bo skoro w kraju pizzy i makaronu jadłam bez problemu (choć niewiele miało to wspólnego z paleo, które praktykuję na co dzień), to szukając bezglutenowych miejsc w Berlinie byłam jednak trochę zniechęcona, bo nic nie wydawało mi się stuprocentowo bezpieczne, pomijając jakieś dwa pewniaki. Odniosłam wrażenie, że Berlin jest ramenem i tostami z awokado płynący, a oferta dań bezglutenowych jest najbogatsza w miejscach typu vege, a więc witamy strączki, które traktuję trochę, jak nieoczekiwaną wizytę właściciela wynajmowanego mieszkania. 

No58 Speiserei

Poniżej lista miejsc od najlepszego. Niestety nie znalazłam niczego naprawdę "wow". Dania, które jadłam z powodzeniem mogłam odtworzyć w domu, więc nic mnie nie zaskoczyło. Ponadto jak na prostotę tych dań ich cena była dość wysoka. Tym bardziej uważam, że moda na pewne składniki i sposób przyrządzania posiłków, bardzo niesprawiedliwie uderza po kieszeni ludzi, którzy z wyboru lub przymusu odżywiają się trochę inaczej. 

W Berlinie znajdują się dwie resturacje o tej nazwie. My byliśmy w tej przy ulicy Rosa-Luxemburg-Straße 2, przy Alexander Platz. To bardzo popularna śniadaniownia i już około godziny 9-10 większość miejsc było zajętych. Wybór w menu jest bardzo imponujący. Taka mnogość dań nie zawsze dobrze świadczy o ich jakości, ale byliśmy tam trzy razy za każdym razem próbując czegoś innego i nigdy się nie zawiedliśmy. Najlepsze jest to, że oprócz klasycznych śniadań (owsianki, pankejki, sałatki, kanapki, omlety, jajecznice itp.) mają tam PALEO ŚNIADANIA, co w stu procentach mnie kupiło. Awokado, omlety z warzywami, paleo pankejki, steki... Znalazła się nawet kuloodporna kawa. Nie można było narzekać na wielkość porcji - co innego czystość kubków, na które zawsze się jeżyłam. To był ewidentny minus. Pomimo tego bardzo polecam to miejsce, bo to naprawdę zjawisko. Nie spotyka się takiego menu za często.



 


To jest jedno z tych miejsc, w których stosunek jakości (skądinąd bardzo dobrej) do ceny był według mnie bardzo zawyżony, bo sałatka z tuńczykiem to raczej żadna fantazja. Nawet autorski sos vinegrette na bazie oleju kokosowego odtworzyłam bez problemu w domu. Nowością był dla mnie za to kokosowy chlebek, który bardzo dobry, o sprężystej strukturze. W tym miejscu mają także bardzo duży wybór ciast bezglutenowych oraz paleo, a także kuloodporną kawę. Restauracja funkcjonuje również jako sklepik z eco produktami. Mimo ewidentnie wywindowanych cen polecam to miejsce, bo razem z poprzednim jest pewnikiem, jeśli chodzi o posiłki wolne od glutenu. 




Azja w środku Berlina. Tym miejscem byliśmy szalenie i miło zaskoczeni, ponieważ w poprzednich  dniach natrafiliśmy na kilka mniej ciekawych miejsc i byliśmy trochę zniechęceni. Tu posiłek był naprawdę smaczny, a skomponowana oferta lunchowa, była atrakcyjna zarówno cenowo, jak i jakościowo. Brzuch też miał się nieźle, mimo że nic tu nie było oznaczone jako stuprocentowe glutenfree. Miejsce to ma również ciekawy klimat. Główna sala była pogrążona w półmroku i oświetlona lampionami, a dodatkowo znajdowała się tam mniejsza salka, w której można było spędzić czas i wypić np. herbatę na zwyczaj japoński - na matach oraz przy niskich stolikach. Nie było w tym sztampy. Atmosfera tego miejsca była autentyczna i nie czułam się jak w skansenie. Jeśli nie wiążą Was żadne przymusy odnośnie diety, to podpowiadam, że Umami znajdująca się w dzielnicy Kreuzberg, to tylko wierzchołek góry fajnych knajp. Rozglądajcie się właśnie w tej okolicy!


Sklep z czekoladą z całego świata, cukiernia i kawiarnia w jednym,  czyli w skrócie - niebo. Wybór czekolady był nie lada problemem i spędziłam między regałami dobrych parę minut. Wybór smaków i rodzajów był obłędny: mleczne, gorzkie, cynamonowe, z chilli, belgijskie, peruwiańskie, vege, bezglutenowe, paleo, raw, z orzechami, z wiórkami kokosowymi, batoniki, tabliczki, cukierki - wszystko! Po zakupach można spróbować wypieków, które mają w swojej ofercie. Bezglutenowe ciacho na pewno się znajdzie. Ponadto wystrój tego miejsca był trochę taki "graciarski", jak wnętrze sklepów z XIX wieku - ja byłam zachwycona.



Nasz pierwszy punkt na jedzeniowej mapie Berlina. Mają w swojej ofercie głównie śniadania, które z powodzeniem mogą być lunchem oraz ciasta, które zmieniają się rotacyjnie. Do jakości posiłku nie miałam zastrzeżeń oprócz tego, że były to strączki, ale niestety nic innego w ofercie mi nie podpasowało. Ekspert od kawy, czyli Michał, orzekł, że jest tu fantastyczna kawa, a ja swoim skromnym i nic nieznaczącym głosem osoby, która nie jest za specjalnie wymagająca w tym temacie, potwierdzam. Ponadto lokal jest przytulny i aż nie chce się z niego wychodzić. Okolica przypominała mi dzielnicę w Pradze, której mieszkaliśmy ostatnio, więc tym bardziej polubiłam się z tym miejscem.







Drzewo w środku restauracji, krem z węgla na talerzu i góra jarmużu. Mehehe. Brzmi trochę słabo, ale tylko brzmi, bo smakuje całkiem nieźle, a drzewo jednak jest dalekie od najbardziej fantazyjnych pomysłów dekoratorów wnętrz. Miejsce nie jest wegetariańskie lub vege, bo w ofercie znajduje się mięso i ryby - bowl z łososiem, który zamówił Michał wyglądał bardzo apatycznie. Dużym plusem jest aranżacja mebli. Część z nich znajduje się na podwyższeniu tuż przy oknach, tworząc przytulne wnęki. Świetne miejsce zarówno do pracy zdalnej, jak i na szybki lunch.



Naleśnikarnia, która w swojej ofercie oprócz naleśników z mąki pszennej ma bezglutenowe naleśniki z mąki gryczanej (za których wybór nie trzeba dodatkowo dopłacać!). Niestety są one trochę zbyt mocno przypieczone, przez co suche, ale znam wiele osób, które lubią właśnie takie, więc nie odradzam - co kto lubi. Naleśniki można jeść na wytrawnie i słodko, choć według mnie oferta dodatków na słodko nie jest bezglutenowa, bo to przypadkowe dżemy i czekoladowe kremy. Miejsce jest na pewno łaskawe dla naszego portfela, więc ludziom, którzy jeszcze nie wyczyścili się tak, że stać ich tylko na currywursta, ale zaczynają stołować się bez szaleństw, polecam.

...śmiechom nie było końca! Gdy Michał w swoim talerzu znalazł gąbczaste coś, udające krewetkę, stwierdziliśmy, że starczy tej karuzeli śmiechu nad zawartością naszych talerzy kosztujących 12,5 euro za jedno i czas się ewakuować. Specjalnością tego miejsca są bowle, a cała oferta jest vege. Zawsze uważałam, że jak coś jest vege to ma być vege. Rzeczy typu vege kiełbasa, vege szynka, vege stek wywołują we mnie wewnętrzny sprzeciw. Podobnie jak bezglutenowe drożdżowe ciasto. Wracając jednak to The Bowl. Porcje są duże, jednak smakowo było to bezpłciowe i kiepsko doprawione - jak coś jest zrobione w stylu raw, to rzucony liść szpinaku nie załatwi sprawy. Szczerze odradzam.

Halo, halo! Widzicie krewetkę po prawej? :D

Jakie bezglutenowe miejsca miałam jeszcze na liście?

Na koniec dzielę się dwoma adresami kawiarni, które wybrał Michał. Na pierwszy miejscu znajduje się oczywiście Ben Rahim. Bardzo mały lokal z dużym wyborem kaw na miejscu oraz do kupienia, z bardzo świadomą tematu obsługą. Jeśli jesteście żądni kaw parzonych w sposób alternatywny, powinniście rozważyć odwiedziny w tym miejscu. Drugim miejscem był Distrikt coffee, który w mojej ocenie był bardzo udanym wyborem, ale według Michała, wybór kaw oraz metod parzenia był niewielki, więc wszystko zależy od waszych preferencji. Z kolei tuż przed wyjazdem zajrzeliśmy - z polecenia właścicielki mieszkania, które wynajmowaliśmy - do Nah am Wasser na bezglutenowe ciacho i kawę. To również miejsce godne polecenia.

Żałuję, że nie zajrzeliśmy do dwóch miejsc: House of Small Wonder oraz Ory. Choć są to miejsca bardzo opatrzone, to jednak chciałabym się przekonać, czy ten szum jest naprawdę o coś. Sprawdźcie je jeśli macie w planach wyjazd do Berlina.



Takie machiny mają w Ben Rahim

Distrikt Coffee

Nach am Wasser to również bardzo popularna śniadaniownia


You May Also Like

0 komentarze

Szukaj

Blog Archive