­

Po spokój pojechałam do Poznania

by - 11 stycznia

W pierwotnej kolejności najpierw miał pojawić się tutaj post o moim filmowym podsumowaniu 2017 roku i kilku refleksjach na przyszłość z tym związanym. Los chciał, że post pisałam bezpośrednio na bloggerze, a Internet w hotelowym pokoju nie dawał rady. Wyszło na to, że autozapis nie zadziałał ani razu podczas żmudnego szlifowania. Trudno, moja wina, że się nie upewniłam, ale pocieszam się tym, że sama ze sobą to podsumowanie zrobiłam, więc nie był to tak zupełnie zmarnowany czas. A jeśli chodzi o wykorzystanie czasu, to wyjazd do Poznania okazał się wycieczką szczególną.

Jestem zadaniowa, więc nasze wyjazdy są często przepełnione "atrakcjami". Biegamy, sprawdzamy, oglądamy - maksymalnie staram się wykorzystać fakt, że jestem w innym miejscu, bo nie wiem, kiedy będę miała okazję do niego wrócić. Z Poznaniem było inaczej, bo jedynym punktem wyjazdu była wystawa Fridy Kahlo i Diega Riviery. Reszta przyszła na bieżąco. Lub nie i też dobrze.

Wyszedłem w noc zimową, kolorową od iluminacji nieba. Była to jedna z tych jasnych nocy, w których firmament gwiezdny jest tak rozległy i rozgałęziony, jakby rozpadł się, rozłamał i podzielił na labirynt odrębnych niebios, wystarczających do obdzielenia całego miesiąca nocy zimowych i do nakrycia swymi srebrnymi i malowanymi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów.
Bruno Schulz Sklepy Cynamonowe
Nie pamiętam wyjazdu, podczas którego byłam tak rozluźniona. Poznań podczas sobotnich i niedzielnych poranków czy popołudni jest miastem tak cichym, pustym, kameralnym, że nie sposób nie wsiąknąć w tę atmosferę. Nawet wieczorami, gdy ilość spacerowiczów się powiększyła, czułam przyjemny spokój. Dni mijały nam na wędrówkach wokół rynku, Placu Wolności, przypadkowych ulicach lub parkach. Trasę spacerów podczas mroźnych, ale słonecznych dni wyznaczały nam kolejne przystanki na kawiarnianej i restauracyjnej mapie Poznania. Ile w Poznaniu jest fajnych miejsc, to ja nawet nie! Odwiedziliśmy dwukrotnie Minister CafeStragan Kawiarnię, z których nie potrafiłabym wybrać tej, której atmosfera podobała mi się bardziej. Michał zachęcał mnie do chemexów i dripów, a ja tylko powtarzałam "byle była gorzka" - bo jak w ostatnim poście wyłożyłam kawę na ławę, liczy się gorycz! W ciepłych pomieszczeniach czytaliśmy książki, więc musieliśmy wyglądać, na dziwną parę, która od godziny nie zamieniła ze sobą słowa :) Na obiady i śniadania trafiliśmy do Spotu, Lavendy oraz Drukarnii i w sumie, to polecam je wszystkie (były tam opcje bezglutenowe :) )

Stres i nagromadzone czarne myśli uleciały, było lekko na duchu, jak i fizycznie, czego zawsze się boję, wyjeżdżając w nowe miejsca. Ponadto wszystko kojarzyło mi się ze światem z opowiadań Brunona Schulza, którego darzę niezmienną fascynacją graniczącą z czcią już od dziesięciu lat. Życzę sobie więcej takich wyjazdów, bo ładują akumulatory, jak nic innego - żadne dwutygodniowe wakacje tak mnie nie odprężyły, jak ten trzydniowy pobyt w Poznaniu.

Zapraszam na relację foto.

(u góry) fot. Michał







Były to twory podobne z pozoru do istot żywych, do kręgowców, skorupiaków, członkonogów, lecz pozór ten mylił. Były to w istocie istoty amorfne, bez wewnętrznej struktury, płody imitatywnej tendencji materii, która obdarzona pamięcią, powtarza z przyzwyczajenia raz przyjęte kształty. Skala morfologii, której podlega materia, jest w ogóle ograniczona i pewien zasób form powtarza się wciąż na różnych kondygnacjach bytu. (...)
Wszelako prymitywne te formy były niczym w porównaniu z bogactwem kształtów i wspaniałości pseudofauny i flory, która pojawia się niekiedy w pewnych ściśle określonych środowiskach. Środowiskami tymi są stare mieszkania, przesycone emanacjami wielu żywotów i zdarzeń - zużyte atmosfery, bogate w specyficzne ingrediencje marzeń ludzkich - rumowiska, obfitujące w humus wspomnień, tęsknot, jałowej nudy. Na takiej glebie owa pseudowegetacja kiełkowała szybko i powierzchownie, pasożytowała obficie i efemerycznie, pędziła krótkotrwałe generacje, które rozkwitały raptownie i świetnie, ażeby wnet zgasnąć i zwiędnąć.
Bruno Schulz Traktat o Manekinach. Dokończenie













Inni porównywają te dni do apokryfów, wsuniętych potajemnie między rozdziały wielkiej księgi roku, do palimpsestów, skrycie włączonych pomiędzy jej stronice, albo do tych białych nie zadrukowanych kartek, na których oczy, naczytane do syta i pełne treści, broczyć mogą obrazami i gubić kolory na tych pustych stronicach, coraz bladziej i bladziej, ażeby wypocząć na ich nicości, zanim wciągnięte zostaną w labirynty nowych przygód i rozdziałów. (...)
To, o czym tu mówić będziemy, działo się tedy w owym trzynastym, nadliczbowym i niejako fałszywym miesiącu tego roku, na tych kilkunastu pustych kartkach wielkiej kroniki kalendarza.
Bruno Schulz Noc Wielkiego Sezonu









Nadeszły żółte, pełne nudy dni zimowe. Zrudziałą ziemię pokrywał dziurawy, przetarty, za krótki obrus śniegu. Na wiele dachów nie starczyło go i stały czarne lub rdzawe, gontowe strzechy i arki kryjące w sobie zakopcone przestrzenie strychów - czarne, zwęglone katedry, najeżone żebrami krokwi, płatwi i bantów - ciemne płuca wichrów zimowych. Każdy świt odkrywał nowe kominy i dymniki, wyrosłe w nocy, wydęte przez wicher nocny, czarne piszczałki organów diabelskich. Kominiarze nie mogli opędzić się od wron, które na kształt żywych czarnych liści obsiadały wieczorem gałęzie drzew pod kościołem, odrywały się znów, trzepocąc, by wreszcie przylgnąć, każda do właściwego miejsca na właściwej gałęzi, a o świcie ulatywały wielkimi stadami - tumany sadzy, płatki kopciu, falujące i fantastyczne, plamiąc migotliwym krakaniem mętnożółte smugi świtu. Dni stwardniały od zimna i nudy, jak zeszłoroczne bochenki chleba. Napoczynano je tępymi nożami, bez apetytu, z leniwą sennością.
Bruno Schulz Ptaki




Już wówczas miasto nasze popadało coraz bardziej w chroniczną szarość zmierzchu, porastało na krawędziach liszajem cienia, puszystą pleśnią i mchem koloru żelaza.
Bruno Schulz Nawiedzenie

Jakie miasto w Polsce ma podobny klimat? Co polecacie? :)

You May Also Like

2 komentarze

  1. Mieszkałam przez rok w Poznaniu i zawsze będę miała do niego ogromną słabość, ale tak klimatyczny i pełen świetnych knajp stał się jakoś po 2012 roku.
    Z polskich miast z duszą warto jeszcze zobaczyć Wrocław :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze dla niego, że tak się stało! :)
      a we Wrocławiu byłam, ale jakoś tak za krótko i za tłoczno (ale to była majówka). Myślę o Toruniu, Lublinie, Olsztynie... Takie miasta, które nie wpadają do głowy w pierwszej kolejności :D

      Usuń

Szukaj

Blog Archive