Czytelnicze snobizmy

by - 20 marca

W Nieznośnej lekkości bytu Milana Kundery znajduje się fragment, w którym narrator zdradza skąd bierze się zamiłowanie Teresy do książek i czytelnictwa w ogóle. Nie ma w tym szalonej sympatii dla słowa pisanego, jako takiego. Poza terapeutyczną rolą, jaką dają jej czytane powieści, Teresa posługuje się książkami, jako czymś co ma zadać jej szyku (również jako przedmiot) oraz czymś co odróżni ją od reszty. Czymś, co jest na tyle niepowszechne w społeczności, w której żyje, że z miejsca zagwarantuje jej miejsce w wyższej kaście. Jednak dzieje się tak tylko w wewnętrznym poczuciu Teresy - przez innych jest postrzegana jako staromodna, gdy tak spaceruje po miasteczku z książką pod pachą. Myślę również, że Teresa reprezentuje wąski punkt widzenia i jak prawie każdy czytelnik, popełnia ten śmieszny grzech wyższości, postrzegając świat w spolaryzowanej, najbardziej wybiórczej wizji, czyli ja-oni. Oni to Ci niewyedukowani, a w najlepszym wypadku z kiepskim doborem lektur, ja to ta oświecona, która dostąpiła zaszczytu obcowania z literaturą. 


Owszem, książkami można "obnosić się", zupełnie jak nową parą butów, choć jedno i drugie jest buraczane do czerwoności. Ot, kolejny sposób na etykietowanie samego siebie i pięcie po wewnętrznej drabinie samozadowolenia. Dokładnie pamiętam jakieś swoje śmieszne wybiegi, by był widoczny grzbiet czytanych przeze mnie książek. Nie zliczę kompleksów w które wpędzali mnie studenci filologii polskiej, z którymi studiowałam, donoszący w luźnej rozmowie, że do poduszki czytają już lektury nadobowiązkowe, kiedy ja z podstawową byłam w daleko w polu, a na szafce nocnej miałam aktualnie jakichś pretensjonalnych pisarzy typu Gretkowska. Przypuszczam, że sama wielu osobom wbiłam szpilę, kłapiąc ozorem czego to ja moja lista czytelnicza nie zawiera - bardziej lub mniej świadomie. A ten moment, gdy można było przemaszerować ze stosem ośmiu książek przez główny hol czytelni, ułożyć je pieczołowicie w mur oddzielający mnie od reszty świata. O, mamo.

Taki wiek, takie przywary, głupie myślenie, że nasze osobowości to sumy wielu zewnętrznych elementów, więc pieczołowicie je dokładamy (Kundera powiedziałby, że poprzez dodawanie "uprawiamy niepowtarzalność swojego ja", ale podkreślał, że przez odejmowanie też można - każda z metod ma swoje wady i zalety). Śmiertelnie się oburzamy, gdy ktoś stwierdza "uważam, że twój ulubiony pisarz to straszny grafoman". Niesamowite, jak wielu daje się podpuścić, postrzega to jako rzucenie rękawicy i rozpoczyna personalny podjazd, bo za takową zidentyfikowało poprzednią wypowiedź. Nawet jeśli nią była, ale sztuką jest umieć postrzegać siebie, nie tylko jako zlepek przeczytanych książek. Do tego paradoksalnie dodający, szukają ludzi podobnych do siebie, przez co ich niepowtarzalność... ginie.

Zdałam sobie sprawę, że po opuszczeniu murów polonistyki, raczej nie mam wielu sposobności by pogadać z kimś o tym co czytam. Ot, brak partnerów do rozmowy na te tematy, a raczej na temat konkretnych pozycji lub autorów. Jak na studiach moje czytanie Gombrowicza, mogło się wydawać tak totalnie passé, w ogóle z czym to ludzi, przecież każdy zna to na wyrywki, komu ja chcę imponować; tak teraz wypadałoby mi znać listę bestsellerów Empiku i to co pojawia się na Instagramie w ilości zwielokrotnionej. Z tym swoim Schulzem lub nie daj Boże Barańczakiem, to ja wyglądam, jak ta staromodna Teresa, a nawet gorzej - jak snobka! Nadal jak ta snobka ze studiów, choć wtedy na ten tytuł niechlubnie pracowałam. A teraz nie dość, że nie czytam Remigiusza Mroza, to jeszcze czytam poezję.  



Czas na małą dygresję. Ogromnym plusem moich studiów był fakt, że przyszłam na nie, jako człowiek, który nie do końca lubił się z poezją i wyszedł z nich, jako niewyobrażający sobie bez niej życia. Licealne tłuczenie podmiotów lirycznych i wypunktowywania epitetów powinny być zakazane! Jak wytłumaczyć komuś kto znienawidził przez to poezję, że to nie są aż tak niezrozumiałe sprawy i w tym można całkiem swobodnie pływać? Nie dość, że poezji odebrało się czar, to jeszcze okrutnie sprowadziło się ją do roli tekstów o potencjale tak tajemnym i niedostępnym, że bez przewodnika nie da rady przez tę pustynię niedorzecznych porównań przejść. Albo jeszcze gorzej - poezja to teksty zbędne, przekombinowane, obarczone piętnem małostkowej górnolotności i które są komunikacyjną bzdurą. Słyszałam już wszystko. Czasem myślę sobie, że utarło się, że wiersze "przerabia się" tylko w szkole, a czytanie ich w innej przestrzeni, to prawie jak czytanie instrukcji obsługi nowego tostera: na co, po co? Wracając na właściwe tory rozważań - pomijając pięć lat studiów, na palcach jednej ręki (dosłownie!) mogę policzyć osoby, które znam i które z własnej woli sięgały po tomiki poezji znajdując w tym przyjemność. Może ja po prostu znam niewłaściwe osoby?

Jednak z drugiej strony może ja wcale takich osób nie szukam i nie potrzebuję mieć z kim o tym porozmawiać. Nie chodzi tu o arogancję. Przestałam dodawać, a odejmuję, co chyba jest dojrzalsze i nie kategoryzuję już ludzi według ich doboru lektur. W taki też sposób nie dobieram sobie znajomych. Jest mi w sumie obojętne, co czytają. Po zakończeniu przygody na polonistyce ja stosunkowo mało czytam w ogóle, więc gdybym miała oceniać kogoś innego właśnie przez pryzmat czytanej literatury ze snobizmu gładko przeszłabym do hipokryzji. A ten snobizm, który czasem sobie myślę, że ktoś mi przypisuje, to w sumie śmieszna i iluzoryczna sprawa, bo czy ktoś mnie taksuje spojrzeniem, gdy otwieram paczkę przyniesioną od kuriera z tomikiem poezji, który zawsze chciałam mieć? Gdzie tam! Powiedziałabym, że częściej zdarzają się sytuacje ekstremalnie miłe. Jak na przykład takie, że spod pliku papierów na biurku wystaje mi BN-ka, którą czytałam tego dnia w tramwaju, a przechodząca obok dziewczyna, spostrzega ją i wykrzykuje "O rany! Ty też studiowałaś filologię polską?! Jak fajnie!". I wtedy dokładnie wiem, co chciał powiedzieć Kundera, gdy przybliżał nam czytelnicze miłości Teresy - dla niej książki również były kluczem do innych światów, znakiem tajemnego bractwa, które łączy ludzi oraz im siebie zsyła. A głupie lęki, to nic innego jak głupie lęki. Tak długo, jak ja nie będę widzieć w tym nic dziwnego, tak również postąpią inni. W czytaniu poezji nie ma snobizmu.

You May Also Like

0 komentarze

Szukaj

Blog Archive