Falstart

by - 19 lutego

Gdybym miała oszacować, co udaje mi się realizować z chwilą zmiany roku, to jest to na pewno mocne postanowienie o utrzymaniu się na powierzchni z zachowaniem wszelkich pozorów, że tak naprawdę nie zamieniłam orbity nadproduktywności, na orbitę bezczynności. Ze stanu nadproduktywności zawsze było mi trudno wypaść, więc sama jestem pod dużym wrażeniem siły, która mnie stamtąd wyniosła. Przecież wystarczy zapewnić sobie stały dopływ bodźców i zajęć, które będą orbitę nakręcać i jakoś to leci. Nudzić się? Nie znam tego stanu. Ostatnia rzecz jaką można o mnie powiedzieć, to że żyję od piątku do piątku, bo dni tygodnia nie mają dla mnie większego znaczenia i nie kreślę pod nie miejsc, które chcę odwiedzić, książek, które chcę przeczytać, rzeczy, które chcę ugotować, rzeczy, których chcę się nauczyć, ludzi, z którymi chcę porozmawiać, treningu, który chcę odbyć. Robię to i już.

Po jakichś pięciu dniach przestałam mieć wyrzuty sumienia, a po dwóch tygodniach w sumie nie pamiętałam, że te godziny, mijające jedna po drugiej, można było czymś wypełnić. To nie są fajne chwile i nie mają nic wspólnego z lenistwem. Wysiłek w lenistwie wydaje czymś po prostu nieatrakcyjnym, a nie ma tego poczucia w chwilach, gdy bezradność ogranicza funkcjonowanie do niezbędnego minimum. Łatwiej jest wtedy leżeć pod kocem i oglądać serial, ale wcale nie tak przyjemnie, gdy robię to z czystej potrzeby rozrywki.

Nie mam dobrego usprawiedliwienia przed tymi, którzy gardzą cezurą czasową opartą o rok w porządkowaniu chronologii następujących zmian w naszych zachowaniach i nawykach. Sama uważam, że jeśli ktoś potrzebuje aż nowego roku, by coś w sobie zmienić, tak naprawdę nie jest zmotywowany do jakichkolwiek zmian w stu procentach. Coś musi pęknąć, przesunąć się w odpowiednie zapadki, coś olśnić i to może każdy moment tygodnia, miesiąca lub roku. Niekoniecznie poniedziałek. Jeśli jednak przełom nie jest związany ze zmianami, które chciałam wprowadzić w sobie dobrowolnie (z racji fanaberii osobistych lub sygnałów z zewnątrz), a zjawisk, których się nie spodziewałam, pokusa postawienie grubej kreski pomiędzy tym, co było, a tym co będzie jest bardzo duża.


I może w tym wszystkim chodzi o górkę wieku dwudziestu siedmiu lat, bo w którym kierunku bym nie spojrzała, życie moich rówieśników również nie jest wygląda tak lukrowo, gdy trzy-cztery lata temu kończyliśmy studia, przeprowadzaliśmy się do nowych miast, zmienialiśmy po raz któryś pracę i cementowaliśmy długoletnie związki. Wtedy nie było żadnego zderzenia ze ścianą rzeczywistości. Napędzani adrenaliną z impetem rozwalaliśmy każdą przeszkodę. Nienazwany pierwszy kryzys dorosłego życia jest właśnie teraz. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czego chcemy od życia, a teraz jesteśmy pewni, że chyba jednak nie tego, co mamy. 

Może chodzi o tę szumną zmianę popartą biologią, w której stoi, że cykl życia komórek w ludzkim ciele zamyka się w najwięcej siedmiu latach i z tego punktu widzenia, co siedem lat powtarza się zjawisko zaistnienia zupełnie nowego kompletu komórek, które nas budują. Sprawia to, że defacto, co siedem lat mamy pewność, że jesteśmy zupełnie nowymi ludźmi. Zrzuca się skórę i może przyjdzie nam zmierzyć się z nowym sobą. Ta cezura się zbliża, w listopadzie skończę dwadzieścia osiem lat, a więc byłaby to moja czwarta transformacja.

Ale jakbym nie analizowała, czemu akurat teraz ta zbieżność indywidualnych perturbacji z niepisanymi zasadami wrzechświata zestraja się w jedną melodię, to wiem, że to tylko poezja - spięcia sensu, potrzebne by nie oszaleć i wszystko poukładać. Intuicyjnie wiem, że problem tkwi tutaj, pod moimi stopami, w serduchu i głowie, a nie dlatego, że licznik poszedł w górę.

Powoli wracam do swoich starych aktywności i żegnam się z orbitą bezczynności. Tym razem zawitałam tu tylko na kilka tygodni, a nie miesięcy. Uczę się stawiać granice i określać priorytety, bo jak widać, nie do końca, to potrafiłam, przez co cierpiał najbliższy krąg ludzi. Jeszcze dużo we mnie złości oraz smutku i wcale nie twierdzę, że jest dobrze. Ani miło. Ani fajnie. Ani bezpiecznie. Nie wiem, jak to się wszystko skończy - wiem tylko, jakbym chciała, by się skończyło. Może to aż tylko.

Odwagi! Wszystkim, którzy wątpią.

You May Also Like

0 komentarze

Szukaj

Blog Archive