Podsumowanie 2017 roku

by - 26 grudnia


Podróże
W marcu odwiedziliśmy Sztokholm, który zupełnie mnie w sobie rozkochał, a w kwietniu ponownie Pragę, która nadal znajduje się na pierwszym miejscu na mojej liście top miast. Wrzesień upłynął pod znakiem Włoch, gdzie zwiedziliśmy południową Toskanię, Florencję, Sienę i Bolonię. Z kolei maj i sierpień miały w sobie polski akcent, bo majówkę spędziliśmy we Wrocławiu, a lato - jak prawie co roku - w Trójmieście. Można się spierać, czy tego jest wiele, czy niewiele, czy to bardziej lub mniej ekscytujące miejsca. Ważne, że ja z tych podróży przywożę mnóstwo nowych smaków, adresów, inspiracji, zdziwień oraz wrażeń. Podróże dystansują mnie do tego, co mam i rozbudzają apetyt na wiedzę. To najlepszy rodzaj głodu, jaki mogę odczuwać, bo ciągłe go zaspokajanie procentuje poszerzaniem horyzontów. Co zapamiętałam najbardziej? Przyjazną atmosferę Sztokholmu, niespotykaną nigdzie indziej estetykę miasta, Djurgårdenobiady w Meatballs for The People oraz Muzeum Fotografii. Praga to najlepsze śniadania w Misto, przepyszne desery w miejscach rozsianych po całym mieście, wzgórze Petrin, spacery po Malej Stranie (najlepszej dzielnicy tego miasta), Milan Kundera podczytywany fragmentami oraz drinki w wersji alkoholowej dla mnie, a ferweksowej dla Michała. Włochy to kontrasty: jazgot miast i cisza wsi, typowe włoskie jedzenie w wersji bezglutenowej, oglądanie z nosem przy płótnie pociągnięć pędzla Botticellego oraz eksplozji kolorów podczas zachodu słońca ze wzgórza Michała Anioła we Florencji, czy z cortońskich murów. W Gdyni, jadąc klekoczącą po torach skm-ką, ledwo zdążyliśmy na najpiękniejszy wschód słońca na orłowskiej plaży. W tym mieście zajadałam się fantastycznymi ciastami w Tłoku i uzupełniałam braki wiedzy w dwóch wartych odwiedzenia muzeach. Z kolei Wrocław opętał nas przyjemnym rozleniwieniem - trasa naszych spacerów dziwnym trafem zbaczała do knajpek i restauracji. To głównie smaki wybijają się na pierwszy plan, więc oprócz poszerzania horyzontów, poszerzenie spodni zdaje się być bardzo realne ;).

Marzy mi się regularnie umieszczać przewodniki o miejscach, w których alergicy lub osobami z nietolerancjami mogą jeść bez obaw. Na razie zebrałam wszystkie dotychczasowe w dodatkową zakładkę - znajdziecie ją na górnej belce bloga. W przyszłym roku na pewno pojawią się kolejne - z miejsc wielkomiejskich i tych mniej. To drugie będzie większym wyzwaniem. Ja już zasiadam do planowania kolejnych przyszłorocznych wyjazdów. Nic mnie tak nie relaksuje, jak szukanie lotów, mieszkań, sprawdzanie komunikacji miejskiej, tworzenie gastronomicznych mapek, ahhhhh! :) Tyle do zjedzenia, tyle do zobaczenia!



















Filmowo
Ten rok skończyłam z podobnym wynikiem, co poprzedni - ponad 180 filmów, w tym ponad 50 premier obejrzanych w kinie! Analizę mojego filmowego roku zamieszczę w osobnym poście, ale na tę chwilę muszę przyznać, że cykliczne tworzenie postów z mini-recenzjami, bardzo pomagają mi systematyzować wiedzę, wyciągać wnioski i formułować opinię. Brakowało mi w moich aktywnościach zajęcia czysto intelektualnego, które pozwoli mi na "wyżycie się", ale jednocześnie czegoś nowego mnie nauczy. Cieszę się, że konsekwentne prowadzę ten cykl i mam nadzieję, że w przyszłym roku pojawi się coś nowego około-filmowo-blogowego.

Oszczędzanie i planowanie domowego budżetu
Bez tego nie byłoby podróży. Tylu wypraw do kina by nie było. Niczego by nie było. Po przeczytaniu Finansowego Ninja Michała Szafrańskiego zupełnie inaczej spojrzałam na swoje finanse i zaraziłam tym podejściem Michała. Dwa lata regularnego spisywania i planowania budżetu pozwalają teraz na łatwiejsze (ale i oparte na rozsądku) podjęcie decyzji o tym, czy możemy sobie pozwolić na podróż w dane miejsca lub na zakup np. nowego aparatu fotograficznego, bez późniejszego zaciskania pasa, bo "cholera, nie przewidzieliśmy, że (tu wpisz cokolwiek)". I to planując coś w skali roku lub spontanicznie. Tak, tak, na podstawie poprzednich budżetów jestem w stanie przewidzieć, czy w lipcu 2018 roku będzie nas stać na jakiś obciążająco finansowy projekt. Dokładnie wiem, ile w naszym domowym budżecie przeznaczamy pieniędzy na jedzenie, na kino, przejazdy, czy rachunki, a Excel i regulaminy lokat oraz kont oszczędnościowych nie są już enigmą. Co więcej, przestałam wierzyć w teksty, że "nie ma z czego oszczędzać" - wszystko jest kwestią priorytetów. Nie zawsze jest idealnie, bo zdarza się, że po rozpisaniu wszystkiego, najważniejsza komórka w Excelowym pliku krzyczy "jesteście już -200 zł na minusie - w tym miesiącu to jebnie!", ale ciagle zmierzamy ku lepszemu. W kolejnym roku wprowadzamy parę zmian w ogólnej wizji i mamy nadzieję, że się sprawdzą. Oszczędzanie i planowanie wydatków daje niesamowite poczucie bezpieczeństwa i satysfakcji - polecam każdemu! Uwierzcie, że można. 

Zrobiłam po raz pierwszy:
  • Regularne ćwiczenia - pewnego dnia siedziałam przed laptopem oglądając piękne kobiety, o pięknych sylwetkach w bieliźnie Godsavequeens i wzdychałam, że ja to nigdy, bo coś tam. Bez sensu, życie nie jest jak na instagramie fit dziewczyn. I wiecie co? Pobiłam się trochę ze sobą we własnej głowie, powiedziałam "a pierdolę", włączyłam trening z Mel B i choć na drugi dzień płakałam od zakwasów, tak po dziesięciu miesiącach, mówię, że można, i że warto, i że nie zamierzam przestać. I nie - nie miałam tego w noworocznych postanowieniach ;) Zrobiłam to z próżności i nie uważam, że to zły powód, jeśli tylko nie jest podszyty presją.
  • Zajęcia z aerial jogi - zawsze ciągnęło mnie do jogi, ale miałam pecha i trafiałam na instruktorów wyrzucających z siebie kolejne instrukcje tak szybko, że zanim zdążyłam założyć rękę za głowę, już trzeba było zamienić ją miejscami z nogą. Moje poplątane kończyny szybko się zniechęcały. Aż w końcu trafiłam na zajęcia jogi na hamakach, gdzie typowe asany wykonuje się z użyciem jedwabnych szarf. Ten trening nie obciąża stawów, super rozciąga i rozluźnia, ćwiczy równowagę oraz prawidłową postawę. Daje również mnóstwo zabawy, bo kto nie lubi pofruwać, zrobić paru fikołków, czy powisieć głową do dołu, jak spiderman ;) Choć, nie ukrywam, początki są trudne: szarfy się wżynają, a ręce po zajęciach omdlewają. Jednak parę treningów i to znika!
    Poniżej reportaż ze szkoły jogi, do której chodzę:

  • Przestałam się malować dzień w dzień - absolutnie wyzwalająca jest świadomość, że makijaż nie jest rzeczą niezbędną, a opcjonalną. Połowa ludzkości tego nie robi, a drugiej połowie wmawia się, że bez wora kosmetyków, nie spotka partnera, nie zyska pewności siebie, nie awansuje i w ogóle będzie straszyć wszystkich wokół. A guzik prawda! Paradoksalnie właśnie brak makijażu sprawił, że moja pewność siebie wzrosła. Możliwe, że napiszę o tym bardziej szczegółowy post, bo to wcale nie jest taki łatwy i błahy temat, jakby się zdawało.
  • Udało się zorganizować "objazdowe wakacje" - wyjazd do Włoch wymagał trochę zachodu od strony logistycznej, ale ostatecznie wyszło nam to na dobre. Zamiast siedzieć dwa tygodnie w jednym miejscu, zdecydowaliśmy się na wypożyczenie auta na połowę wyjazdu  i objechanie dużej części regionu, w którym przebywaliśmy. Postanowiliśmy również skorzystać z lokalnych środków komunikacji: pociągów i autobusów, gdy oddaliśmy wypożyczone auto. Dzięki zyskanej swobodzie ten wyjazd wspominam najmilej ze wszystkich.
  • Odwiedziłam nowe miejsca w Warszawie. Były to m. in. dwa kina: Iluzjon i Elektronik oraz Och-Teatr, gdzie byłam na świetnej komedii Weekend z R. W ramach bycia turystą we własnym miejscu zamieszkania, odwiedziłam Muzeum Techniki mieszczące się w PKiN. Dotarłam z Michałem na najwyższe piętra Novotelu przy centrum, gdzie można uchwycić najsłynniejszy kadr z instagramowych zdjęć Warszawy oraz do Instytutu PAN, przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie musieliśmy przekonać portiera, że przyszliśmy tu tylko po to, by zrobić jedno zdjęcie wewnątrz i ochroniarz prowadził  nas ciemnymi korytarzami (trochę się bałam, czy stamtąd wyjdę) do słynnej, spiralnej klatki schodowej. Wybraliśmy się również na Uniwersytet Fryderyka Chopina, gdzie można obejrzeć kolejną, okrągłą klatkę schodową. Odwiedziliśmy także znane instagramowe miejsca: Muzeum Katyńskie i boisko przy ulicy Foksal. Z jedzeniowych miejsc najbardziej w tym roku lubiłam wracać do Raju w Niebie. Ciepło myślę też o Big Book Cafe (trafiliśmy na fantastyczne spotkanie z Danielem i Agatą Passent, którzy odczytywali fragmenty swoich ulubionych esejów), Ulicy Baśniowej i Filtrach.












  • Nowe smaki: passata pomidorowa z miodem, kiszone rzodkiewki, marchewki oraz pietruszka, placki marchewkowo-koperkowe, placki jabłkowo-kokosowe, pieczony kalafior w przyprawach, marchewka gotowana na parze z masłem migdałowym, wątróbka wieprzowa doprawiona tymiankiem.
Gotowanie
Z tym tematem miałam związanych sporo noworocznych postanowień. Udało mi się dojść do tego, jak ubić idealną pianę kokosową, upiec marchewkowe ciasto, ugotować perfekcyjne jajka w koszulce oraz opracować przepis na paleo pankejki. Upieczenie marchewkowego ciasta zbiegło się z uzupełnieniem wiedzy na temat tego, czego nie robić z ciastem, by nie wyszedł zakalec. O tym mogę mówić nawet przez sen. Z moich ulubionych przepisów z tego roku najbardziej lubię paleo bountyuniwersalne ciasto, które może posłużyć za bazę do innych wariacji oraz bezglutenowe sprężynki w kokosowym lukrze. Wychodzi mi też całkiem fajna tarta na spodzie z mąki kasztanowej. Nie ma również tygodnia bym nie jadła omletu na bazie mąki konopnej. Przez pierwszy kwartał roku namiętnie testowałam również smażenie steków - teorie przygotowania tego dania też mam w małym palcu. 

Jeśli jednak mam być szczera, to z planowanych rzeczy więcej nie zrobiłam, niż zrobiłam. Nie udała mi się paleo beza  ani wytrawna tarta na spodzie z mąki gryczanej. Robiłam stanowczo za mało kiszonek, ale po przeczytaniu Sztuki fermentacji Ellixa Katza, powinno się to poprawić. Planowałam również sporo przetworów, ale nie zrobiłam nawet jednego malutkiego słoika dżemu. Plany dotyczące podrobów innych niż wątróbka, owoców morza i ryb też legły w gruzach. Planowałam również kupić sporo sprzętów do kuchni, ale jakoś nie wyszło i muszę z tym żyć.













Nie tylko te postanowienia dotyczące gotowania przejrzałam trochę ze strachem, ale nie jestem na siebie jakoś specjalnie zła. Sporo rzeczy gdzieś tam po drodze się pogubiło, ale kierunek jest cały czas ten sam, więc analizuję to całkiem bez spiny. Po prostu trochę za dużo wzięłam na siebie w perspektywie roku - typowe. Nie zamierzam w tym roku postanowień "nie kleić". Należę do zadaniowych osób, uwielbiam "to-do-listy", a wyznaczone cele pozwalają mi świadomie gospodarować czas. Nic mi tak nie działa na nerwy, jak czas bezsensownie zmarnowany, czas, na który nie ma się pomysłu. Na leżenie w łóżku i oglądanie serialów na Netflixie też wolę mieć plan - jakby to absurdalnie nie brzmiało.

Pomijając wpadki po drodze, naprawdę uśmiecham się, gdy patrzę wstecz i to jest najlepszy prezent, jaki mogłam otrzymać z końcem tego roku. Wykorzystany do jego granic, tak jak tego chciałam. Nie żałuję żadnego obejrzanego filmu, żadnego weekendu pod kocem, żadnego maratonu ćwiczeń. Żadna z podróży mnie nie rozczarowała, żaden z nieudanych eksperymentów gastronomicznych nie zniechęcił mnie do dalszych prób. Żyję, tak jak chcę, nie słuchając innych, bo innych jest za dużo i każdy mówi, co innego. Wiele czasu spędziłam nad przemyśleniami typu "co dalej?", bo jak dociera się do jakichś umownych szczytów, często niewiadomo, co można i czy powinno się z tym coś jeszcze robić. I w tym mieści się sporo różnych aspektów: relacje z ludźmi, zawodowe oczekiwania, marzenia, cele ukierunkowane na siebie. Wiele w tym roku poświęciłam czasu na szukanie, sprawdzanie, bicie się z myślami oraz analizowanie, dochodząc czasem do bardzo smutnych wniosków. Lub takich, których się boję. Lub takich, których wprowadzenia w życie, co raz bardziej nie mogę się doczekać. Myślę, że rok 2018 będzie rokiem dużych zmian, a najbardziej cieszę z tego, że w tym wszystkim jestem szczera sama ze sobą. Nazywam emocje i ich nie tłumię, a kiedy mam mętlik w głowie, to również nie udaję, że wszystko jest ok. Bycie świadomym i akceptowanym przez samego siebie - myślę, że to moja największa siła.



















































zdjęcia: ja i Michał

You May Also Like

2 komentarze

  1. Bardzo mi się podoba estetyka Twoich/Waszych zdjęć, kadry i kolorystyka to bajka, a te włoskie to już w ogóle miód ! Tęsknię za Włochami, przez chwilę były moim domem, a język włoski to podstawa mojej pracy. W ty roku nie udało mi się tam wybrać, mimo że zwykle przynajmniej raz w roku tam jestem. W 2018 trzeba ! :) Pragę też uwielbiam, ale z tych sąsiedzkich lub prawie sąsiedzkich stolic wolę Budapeszt. A tak w ogóle dzięki Twojemu blogowi dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak dieta paleo :D Życzę samych dobrych rzeczy w nadchodzącym roku, tych do przeżycia i oczywiście do zjedzenia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję/my :) Bardzo miło czytać, że zdjęcia się podobają.

      Zazdroszczę, że mieszkałaś we Włoszech - tu musiało być ciekawe przeżycie :) Ja sobie mówię, że do następnego wyjazdu opanuję włoski na tyle, by móc dogadać się z tubylcami w podstawowych kwestiach, ale moje "językowe postanowienia" raczej są trudne w realizacji :D I też bardzo lubię Budapeszt - jest mniej tłoczny niż Praga, ale do niej mam jednak większy sentyment. A propo paleo - w Budapeszcie jest mnóstwo miejsc, gdzie można zjeść zgodnie z tą dietą :)) Nawet w supermarketach są specjalne regały oznaczone "paleo" :D

      Życzę samych pięknych rzeczy w 2018 roku :)

      Usuń

Szukaj

Blog Archive